Kiedy myślimy o Bożym Narodzeniu, to oczywiście pierwsze co przychodzi do głowy to kolędy. Na wspólne kolędowanie zaprosiłyśmy przyjaciela naszego domu, p. Leszka Milińskiego – najlepszego muzyka. Nucenie kolęd pod nosem nie ma takiego wydźwięku, jak wspólne śpiewanie kolęd i pastorałek przy dobrym akompaniamencie.
Początki były trudne i nawet „przybieżeli do Betlejem” wcale nie było takie skoczne jak krok pasterzy do żłóbka. Jednak im więcej kolęd, tym nasz śpiew stawał się coraz bardziej dojrzały i szlachetny. Zaczynałyśmy nieśmiało, ale końcówka była pełna entuzjazmu i życia. Trudno było zakończyć te śpiewy dla Małego Jezusa – i jeszcze jedną kolędę, i jeszcze jedną, bo ta właśnie jest taka piękna…
Być może nie mamy czystych głosów, a kolędy w naszym wykonaniu nie brzmiały profesjonalnie, ale klimat jaki się wytworzył w naszym nielicznym gronie ściągał do kaplicy kolejne osoby – Księdza Kapelana, Siostry i domowników, nikt nie miał ochoty kończyć. Musimy to koniecznie powtórzyć 🙂